Więcej o mnie

Sport mam we krwi – i to dosłownie.

Mój dziadek był piłkarzem w ŁKS Łódź, a tata grał w Widzewie Łódź. Jak się możesz domyślić, w naszym domu panowała klubowa wojna domowa – i to taka z najwyższej półki. Kiedy dziadek zabrał mnie do juniorów ŁKS-u, tata tylko pokręcił głową… a chwilę później przepisał mnie do Widzewa. Efekt? Zamiast niedzielnych obiadów, mieliśmy regularne derby rodzinne.

Choć piłka nożna była w naszym domu naturalnym wyborem, moja własna droga zaczęła się nietypowo – od łyżwiarstwa figurowego. W wieku 7 lat trenowałem regularnie, ucząc się koordynacji, dyscypliny i cierpliwości – a wszystko to w bardzo eleganckim stylu na lodzie. I choć nie zakładałem wtedy korków, tylko łyżwy, to właśnie tam poznałem, czym jest prawdziwa pasja do ruchu i samodoskonalenia.

Z czasem – jak przystało na rodzinę z piłkarskimi genami – wróciłem na murawę. Moja kariera sportowa skupiła się przede wszystkim wokół piłki nożnej, w której trenowałem w różnych klubach. Ale prawdziwa szkoła życia odbywała się na lokalnych boiskach – tam, gdzie piłka i kosz łączyły ludzi bez względu na wiek, poziom i umiejętności.

To właśnie na miejskim boisku do kosza poznałem wielu fantastycznych ludzi – pełnych pasji, luzu i życiowej energii. Mimo że wokół bywało szaro, na tym boisku zawsze świeciło słońce – nawet jeśli tylko metaforycznie. To dzięki nim moja miłość do sportu zakorzeniła się jeszcze głębiej, a z czasem stała się siłą, która pomagała mi trzymać się swojej drogi.

Z ogromnym sentymentem i uśmiechem wspominam te chwile i ludzi, których tam spotkałem. Ich postacie, rozmowy i wspólne akcje pod koszem nie raz wracają w moich myślach – i zawsze wywołują uśmiech. Bo to oni – swoją energią i autentycznością – pomogli mi zakochać się w sporcie na nowo, a może i naprawdę po raz pierwszy.

Dziadek i tata byli moimi pierwszymi sportowymi autorytetami, ale to ludzie, których spotkałem po drodze, naprawdę ukształtowali moją drogę. Miałem szczęście – albo dokonywałem właściwych wyborów – że zawsze kręciłem się wśród ludzi sportu, z pasją w oczach i sercem do działania. To ich wpływ, wspólne treningi, rozmowy, rywalizacja i wsparcie sprawiły, że dziś sport to nie tylko pasja. To fundament.

Choć dziś zawodowo pracuję w branży IT – a to w Polsce, a to w Wielkiej Brytanii – to każdą wolną chwilę staram się poświęcać temu, co naprawdę mnie napędza: treningowi, rozwojowi i pracy z ludźmi na siłowni. Niestety, pełnoetatowa praca nie pozostawia zbyt wiele przestrzeni – na treningi i prowadzenie jako trener mam czas głównie późnym popołudniem lub w weekendy. Ale mimo to – nie zrezygnowałem. Mam ambicje na więcej, bo czuję, że to właśnie świat fitnessu jest moim naturalnym środowiskiem.

Zresztą moja przygoda z siłownią też zaczęła się przypadkiem. W Łodzi umówiłem się kiedyś z dziewczyną – miała dla mnie tylko godzinę, bo potem szła na trening w nowo otwartym Jatomi Fitness. Z ciekawości poszedłem z nią. I wtedy po raz pierwszy zobaczyłem, czym naprawdę jest siłownia – nie tylko jako miejsce treningu, ale jako przestrzeń, gdzie ludzie z pasją budują coś więcej niż tylko sylwetkę. I wsiąkłem.

Od tamtej pory siłownia stała się moim azylem. Miejscem, gdzie głowa odpoczywa, a ciało rośnie – nie tylko fizycznie, ale też mentalnie. Bo ludzie sportu to często najzdrowsze towarzystwo, jakie można spotkać: myślą logicznie, nie są zawistni, potrafią wspierać, dzielić się wiedzą, energią i dobrym słowem. Pasja przyciąga pasję.

Dlatego dziś – choć droga była kręta, z przerwami, kontuzjami, przeprowadzkami – wiem, że chcę poświęcić się pracy trenera na pełen etat. To nie chwilowy impuls, ale decyzja, która dojrzewała we mnie przez lata. Sport był, jest i będzie moim stałym punktem odniesienia. To on mnie zbudował, zahartował i nauczył, że niezależnie od wszystkiego – nigdy się nie poddajemy.

👉 Sport mnie ukształtował – i jestem gotów pomóc Tobie zbudować najlepszą wersję siebie.

Man executing a figure skating maneuver on an indoor rink, showcasing skill and balance.